Strony

wtorek, 24 maja 2011

Wspomnienie z Namibii

Dziesiejszy dzień spędziłyśmy w wiosce ludu Himba (koczownicze plemię, zamieszkujące  północno-zachodnią część Namibii). Od razu znalazłyśmy sobie przewodnika-opiekuna, a właściwie to on od razu znalazł nas  - młody, prosty chłopak, bez przednich zębów (jak sie później okazało wybijanie przedniego uzębienia należy do rytuału plemiennego i wygląd taki uchodzi za estetyczny i higieniczny). Pierwsze pytanie, które nam zadał : “Czy mamy męża i ile mamy dzieci?”, następne: “W jakich językach mówimy?”. Przed usłyszeniem odpowiedzi, szybko sam pochwalił się, że mówi w sześciu. Już wtedy nie było to dla nas zaskoczeniem (obecnie językiem urzędowym w Namibii jest angielski, a do 1990 były nimi niemiecki i afrikaans; oprócz tego w tym rozległym, ale nielicznie zaludnionym kraju można się doszukać kilkanastu innych języków regionalnych – jak ovambo, którego używa 48% ludności czy herero). To co nas zdziwiło tego dnia, to to jak poprawnie powtarzał polskie słowa, zdania, nawet te uchodzące za trudne. Jak widać po opanowaniu tylu różnych języków, nawet wymowa polska nie jest żadnym wyzwaniem. Od razu przeszła nas myśl, że gdybyśmy nie znały angielskiego byłoby nam wstyd. Zarazem jednak niepokoiło dlaczego nie czujemy zażenowania tym, że nie umiemy nic w żadnym z języków regionalnych. Czy jesteśmy przeniknięte jakąś formą europocentryzmu i w każdym miejscu język europejski będzie dla nas ważniejszy niż język ludu czy kraju, w którym właśnie gościmy?
            Do Swakopmund dotarłyśmy późnym popołudniem. Miasto mało afrykańskie, czułyśmy się tam raczej jak w Niemczech, co tam akurat nie pasowało. Architektura jak z Sopotu, ulice z nazwami niemieckimi (Bismarc Strasse), ludzie rozmawiają po niemiecku. Oprócz tego, masa niemieckich turystów. Łatwo sobie wyobrazić jak szybko nas tam nie było, niestety nie miałyśmy nawet szansy sprawdzenia naszych językowych umiejętności z niemieckiego, które to od czasów liceum pozostały nietknięte:)




            Dziś odlatujemy, wracamy do Europy. Za czym będziemy tęskić? Na pewno za światłem, słońcem (w perspektywnie mamy ociekający deszczem Londyn), za naturą, przestrzeniami, za zwierzętami, za różnorodnością (natury, ludzi, języków), za zachodami słońca, za przygodą!

4 komentarze:

  1. wow super!!! Myślę że kazdy by chciał mieć taka przygodę...z językami :) Nie mniej jednak bardzo popieram wasza inicjatywę uczenia się języków.
    Wydaje mi się że każdy doświadczył w swoim życiu ich znaczenie i jak mogą być pomocne- a jak nie to wszystko przed nimi :)

    Powodzenia wam życzę!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi wasz pomysł również się bardzo podoba a właściwie to mi zaimponowałyście. To wielka przygoda przed wami i wymaga sporo odwagi. Zazdroszczę wam i jestem bardzo ciekawa waszych relacji językowych jako studentka filologii.
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 58 year-old Graphic Designer Rollin Vowell, hailing from Baie-Comeau enjoys watching movies like Investigating Sex (a.k.a. Intimate Affairs) and Inline skating. Took a trip to Flemish Béguinages and drives a Ferrari 250 GT LWB 'Tour de France' Berlinetta. Wiecej informacji o autorze

    OdpowiedzUsuń